Materiał udostępniona za zgodą autora. Z przyczyn oczywistych nie ujawniam jego danych.

Cześć! Tak sobie przeglądałem różne Twoje opinie w temacie automatyki i chciałem się wtrącić w dwóch sprawach:

1. Automatyk podległy ruchowcowi

Prawie półtora roku byłem ISEA (teraz to ISEz) i zgadzam się całkowicie z tym, co napisałeś. Wprawdzie w większości przypadków na egzamin jeździł z-ca lub inspektor d/s ruchu, ale i tak prawie zawsze dawali do zrozumienia żeby nie "męczyć" człowieka w temacie urządzeń srk. A ja lubiłem "pomęczyć", bo już raz mi resztki włosów na głowie stanęły dęba, kiedy nastawniczy z wieloletnim stażem na danej nastawni nie wiedział, do czego śluzy blok przebiegowo - utwierdzający. Ot, trzeba nacisnąć klawisz i już... A włącznik zastawki bloku Ko miał mu służyć do zwalniania tejże zastawki...

Jednego kandydata na nastawniczego bardzo ważnej nastawni wykonawczej doprowadziłem pytaniami o blokadę liniowa do takiego stanu psychicznego, w którym ujawnił on wg. mnie brak predyspozycji do wykonywania tak odpowiedzialnej funkcji. Zdał, bo musiał, ale i tak wkrótce wrócił na mniej skomplikowaną nastawnię, gdzie do dziś radzi sobie znakomicie. Na kolejny egzamin, który szczególnie pamiętam, pojechałem z szefem, który nie lubił ludzi "długo praktykujących" - jak mawiał. A kandydatka na dyżurną miała pecha, że przyszła z całkowicie odmiennej sytuacji terenowo - ruchowej. Na egzaminie, to ja właściwie bardziej jej próbowałem coś wytłumaczyć na podstawie załączników do RTS, więc się to trochę przeciągało. Nie spodobało się to mojemu ISE i po kilku jego kąśliwych uwagach wybuchnąłem mu prosto w twarz przy ludziach. I znów się okazało, że dyżurna, która na tej stacji później sobie nie poradziła, w innym miejscu pracuje bez zastrzeżeń. Ale wnioski to niech już wyciągają ruchowcy.

2. Spec brygada od ssp

Też kiedyś mięliśmy taką na Sekcji Automatyki i jest ponownie na tym terenie, który diagnozuje. Ale co z tego, kiedy nie ma żadnego zaplecza technicznego. Torba i rower to wszystko. O jakiś testerach i samochodzie to można tylko pomarzyć. Ale największy problem jest moim zdaniem gdzie indziej. Aparaturę ssp na przejazdach z mojego terenu pobudowano już kilkanaście lat temu, więc nietrudno sobie wyobrazić ile razy zespoły elektroniczne MER były już naprawiane po licznych burzach i usterkach. I to wciąż są te same zespoły. Nie kupiono w tym czasie żadnego nowego. Nic dziwnego więc, że kolejna naprawa już niewiele daje. Ale to jeszcze nic. Niedaleko jest linia magistralna, choć to już inny zakład (kiedyś inny Oddział Automatyki). Otóż tam, w czasie przebudowy, szafy z aparatura ssp, taka do której u nas brak części, wyrywano koparkami i wyrzucano na złom... Podobnie kiedyś od kolegi z południa kraju chciałem dostać wymontowane u nich czujniki ELS żeby zamontować je w miejsce niesprawnych "Neptunów". Spóźniłem się - poszły na złom...

Co do robienia diagnostyki rękami monterów, to najgorsi są diagności, którzy kiedyś na swoim terenie byli działkowymi i to nie najlepszymi. Oni niekiedy czują się jakby dostali jakąś władzę i ta władza im uderza do głowy. Ja ze swej strony, to staram się jak najmniej odrywać monterów od właściwej pracy zdając sobie sprawę ilu ich zostało i ile maja roboty. Żądam obecności tylko przy badaniach rozjazdów i jeśli badania pełne urządzeń trwają kilka dni to wystarcza mi obecność montera w jednym. Przy tym nie boje się sam otwierać urządzeń (znajdźcie na urządzeniach inną plombę niż montera!) bo w końcu po to mam te plombownice. Dla mnie diagnosta to automatyk, który powinien wypełniać również rolę edukacyjna, bo z założenia powinien być merytorycznie (co nie znaczy ze praktycznie tez) lepiej przygotowany od montera i to w sytuacji, kiedy instruktorzy automatyki robią za kontrolerów a nie zajmują się szkoleniami. Ale to już inny temat.