Materiał udostępniona za zgodą autora. Z przyczyn oczywistych nie ujawniam jego danych.
Cześć! Tak sobie przeglądałem
różne Twoje opinie w temacie automatyki i chciałem się wtrącić w dwóch sprawach:
Prawie półtora roku byłem ISEA (teraz to ISEz) i zgadzam się całkowicie z tym, co napisałeś. Wprawdzie w większości przypadków na egzamin jeździł z-ca lub inspektor d/s ruchu, ale i tak prawie zawsze dawali do zrozumienia żeby nie "męczyć" człowieka w temacie urządzeń srk. A ja lubiłem "pomęczyć", bo już raz mi resztki włosów na głowie stanęły dęba, kiedy nastawniczy z wieloletnim stażem na danej nastawni nie wiedział, do czego śluzy blok przebiegowo - utwierdzający. Ot, trzeba nacisnąć klawisz i już... A włącznik zastawki bloku Ko miał mu służyć do zwalniania tejże zastawki...
Jednego kandydata na
nastawniczego bardzo ważnej nastawni wykonawczej doprowadziłem pytaniami o
blokadę liniowa do takiego stanu psychicznego, w którym ujawnił on wg. mnie
brak predyspozycji do wykonywania tak odpowiedzialnej funkcji. Zdał, bo musiał,
ale i tak wkrótce wrócił na mniej skomplikowaną nastawnię, gdzie do dziś radzi
sobie znakomicie. Na kolejny egzamin, który szczególnie pamiętam, pojechałem z
szefem, który nie lubił ludzi "długo praktykujących" - jak mawiał. A
kandydatka na dyżurną miała pecha, że przyszła z całkowicie odmiennej sytuacji
terenowo - ruchowej. Na egzaminie, to ja właściwie bardziej jej próbowałem coś
wytłumaczyć na podstawie załączników do RTS, więc się to trochę przeciągało.
Nie spodobało się to mojemu ISE i po kilku jego kąśliwych uwagach wybuchnąłem
mu prosto w twarz przy ludziach. I znów się okazało, że dyżurna, która na tej
stacji później sobie nie poradziła, w innym miejscu pracuje bez zastrzeżeń. Ale
wnioski to niech już wyciągają ruchowcy.
Też kiedyś mięliśmy taką na
Sekcji Automatyki i jest ponownie na tym terenie, który diagnozuje. Ale co z
tego, kiedy nie ma żadnego zaplecza technicznego. Torba i rower to wszystko. O
jakiś testerach i samochodzie to można tylko pomarzyć. Ale największy problem
jest moim zdaniem gdzie indziej. Aparaturę ssp na przejazdach z mojego terenu
pobudowano już kilkanaście lat temu, więc nietrudno sobie wyobrazić ile razy
zespoły elektroniczne MER były już naprawiane po licznych burzach i usterkach.
I to wciąż są te same zespoły. Nie kupiono w tym czasie żadnego nowego. Nic
dziwnego więc, że kolejna naprawa już niewiele daje. Ale to jeszcze nic.
Niedaleko jest linia magistralna, choć to już inny zakład (kiedyś inny Oddział
Automatyki). Otóż tam, w czasie przebudowy, szafy z aparatura ssp, taka do
której u nas brak części, wyrywano koparkami i wyrzucano na złom... Podobnie
kiedyś od kolegi z południa kraju chciałem dostać wymontowane u nich czujniki
ELS żeby zamontować je w miejsce niesprawnych "Neptunów". Spóźniłem
się - poszły na złom...
Co do robienia diagnostyki
rękami monterów, to najgorsi są diagności, którzy kiedyś na swoim terenie byli
działkowymi i to nie najlepszymi. Oni niekiedy czują się jakby dostali jakąś
władzę i ta władza im uderza do głowy. Ja ze swej strony, to staram się jak
najmniej odrywać monterów od właściwej pracy zdając sobie sprawę ilu ich
zostało i ile maja roboty. Żądam obecności tylko przy badaniach rozjazdów i
jeśli badania pełne urządzeń trwają kilka dni to wystarcza mi obecność montera
w jednym. Przy tym nie boje się sam otwierać urządzeń (znajdźcie na
urządzeniach inną plombę niż montera!) bo w końcu po to mam te plombownice. Dla
mnie diagnosta to automatyk, który powinien wypełniać również rolę edukacyjna,
bo z założenia powinien być merytorycznie (co nie znaczy ze praktycznie tez)
lepiej przygotowany od montera i to w sytuacji, kiedy instruktorzy automatyki
robią za kontrolerów a nie zajmują się szkoleniami. Ale to już inny temat.